czwartek, 28 lutego 2013
Jak schudłem 10 kg w 50 dni.
Każda osoba, która stwierdziła kiedyś, że chce pozbyć się kilku kilogramów doskonale zna teksty w stylu: "od poniedziałku się odchudzam", "przestaję jeść słodycze", "zaczynam regularnie uprawiać sporty", "jest jak jest, ważne, żeby nie przekroczyć 90 kg".
Ten ostatni znam nadzwyczaj dobrze, w końcu sam stosowałem go przez ostatnie kilka lat. No, ale w końcu bańka mydlana własnych oszustw pękła i kiedy stawałem piątego listopada, roku 2012 na wadze miałem już prawie 3 kg więcej. Dokładnie 92.9.
Wtedy postanowiłem, że zadbam o własne ciało. Sięgnąłem po fachową literaturę ("4-godzinne ciało" - polecam !) oraz do swojej pamięci, gdzie miałem zapamiętanych kilka porad odnośnie odżywiania. Wypracowałem z tego coś, co pozwoliło mi pozbyć się 10 kg w niecałe 50 dni. Koszt był niewielki, a efekty znakomite.
Przede wszystkim - nie przeszedłem na żadną "dietę". Bardzo nie lubię tego słowa - jest nasiąknięte porażką, ograniczeniami i bólem.
Po prostu zacząłem jeść regularnie, zdrowo i co jeszcze ważniejsze - tanio ! Myślę, że jest kilka założeń dość prostych do realizacji, które mogą pomóc każdemu niezadowolonemu ze zbyt dużej zawartości tłuszczu w organizmie.
No to jedziemy:
1) regularne jedzenie - rozłożyłem sobie 5 posiłków w ciągu dnia, równo co 3 godziny i trzymałem się ich dość skrzętnie - zdarzało się, że jednego dnia wstawałem o 11, innego o 6, mimo to zawsze pilnowałem trzech godzin odstępu i nie podjadałem nic w międzyczasie (!),
2) zmniejszyłem dawki jedzenia, nie będę nikomu sugerował, kto, co ile powinien jeść. Ja natomiast przy swojej wadze zdecydowałem się jeść na śniadanie dwie kanapki i jajko, na obiad robiłem sobie np. dwa tosty, a na kolację ponownie dwie kromki chleba. W międzyczasie, na drugie śniadanie i podwieczorek - kanapka z dżemem, czasami jakaś drożdżówka, kogel mogel, a do tego ciastka z pozostałego białka i do przodu,
3) zastąpiłem wiele produktów innymi, a część w ogóle usunąłem ze swojego jadłospisu:
- biały chleb zastąpiłem czarnym, ew. razowym,
- żółty ser zastąpiłem białym,
- margarynę zastąpiłem masłem,
- wszelkie napoje zastąpiłem wodą,
- zrezygnowałem w ogóle z cukru - słodziłem miodem,
- czarną herbatę zamieniłem na zieloną, (czarną piłem raz dziennie z miodem - zielona z miodem jest ohydna :)),
- wszelkie batony i inne cukry odstawiłem na bok, ( nie ukrywam jednak, że czasami złapałem pączka na drugie śniadanie),
- zacząłem jeść warzywa - pomidory i cebule :),
- łykałem tran w kapsułkach i tabletki roślinne na stawy,
- zacząłem sam gotować !,
4) przyspieszałem metabolizm na 3 sposoby:
- codziennie jedno jajko na śniadanie,
- raz w tygodniu pływałem,
- i raz w tygodniu ........ jadłem wszystko jak leciało !
5) "Ale jak to, wszystko jak leci ? Przecież jesteś na diecie." - tak, tak wiem, słyszałem to miliard razy. Pozwól, że Ci coś wytłumaczę. Gdy zaczynasz jeść mniej, Twój organizm wysyła do mózgu sygnały, że coś jest nie tak i spadają dostawy energii, więc żeby się przed tym bronić i dalej normalnie funkcjonować, zwalnia Ci metabolizm. Żeby go podkręcić raz w tygodniu robiłem sobie dzień wolny i szamałem WSZYSTKO: pizze, zapiekanki, hot-dogi, burgery, tortille, naleśniki itd., a wszystko to w jeden dzień. Oprócz tego, że podkręcamy w ten sposób spalanie, to jeszcze nie czujemy w tygodniu potrzeby, że jeść coś niezdrowego i w ten sposób jesteśmy w stanie wytrzymać na zdrowym jedzeniu przez najbliższe 6 dni. Właściwie to jest najważniejszy dzień w tygodniu i rozwiązuje problem ludzi, którzy zaczynają dietę, chudną, chudną i nagle przestają.
Z biegiem czasu zauważyłem też, że mam ochotę pominąć ten dzień, ale w żadnym wypadku nie wolno tego zrobić ! Możemy też to rozpatrywać jako nagroda za 6 dni ograniczeń :)
6) "Jeżeli nie schudniesz przez 2 dni, to i w tyle nie przytyjesz" - oczywiście, że zdarzały mi się dni, gdzie się zapomniałem, ale cały czas miałem w głowie to, że robię to tylko i wyłącznie dla siebie, więc nawet jeżeli zdarzały mi się odskoki, to wracałem za chwilę do regularnych posiłków.
7) To co zadziałało na mnie nie musi zadziałać na Ciebie, eksperymentuję dużo ze swoim ciałem i mam jego pełną świadomość, wiem czego potrzebuje i tego mu dostarczam, nie ponoszę więc odpowiedzialności, jeżeli zrobicie sobie krzywdę stosując moje rady, nie znam Was wszystkich i nie wiem co jest dla Was dobre - to musicie określić sami.
8) Zacznij gotować ! Gotowanie w domu jest tańsze, zdrowsze i rozwija Twoje umiejętności - na początku możesz podpatrywać kogoś, kto umie gotować, prosić o rady, przepisy i robić to co jest dla Ciebie proste i smaczne - sam zacząłem od kurczaka z ryżem - banał, potem przyszedł czas na inne mięsa, makarony, sałatki, a nawet własne potrawy. Przyznam jeszcze, że jeżeli mam robić zakupy to idę do Almy lub Piotra i Pawła - jakościowo najlepsze produkty, płacę drożej, ale na zdrowiu wychodzę lepiej (przynajmniej mam taką nadzieję).
9) No i finanse - niesamowicie podreperowałem swój budżet od kiedy przestałem stołować się w fast-foodach i zmieniłem swoje nawyki. Przykłady ? Już daję:
- woda, ok. 1,50 zł za litr, porównaj z ceną ulubionego napoju,
- obiad - ok. 5-7 zł, przy ok. 15 w "restauracji",
- niekupowanie jedzenia na szybko, np. batonów w sklepach - ok 10 zł tygodniowo,
Za zaoszczędzone pieniądze można kupić sobie np. karnet na basen :)
10) A co z imprezami ? Chodziłem, jeżeli piłem to niedużo; ograniczałem się z paluszkami, czipsami itd. no i na drugi dzień wracałem do swojego rytmu :) Niestety, głowa już nie jest ta sama, gdy spada Ci tłuszcz w organizmie - czasami po 3 piwach miałem już dość.
Happy end ? Po 47 dokładnie dniach, czyli 21.12.2012 roku stanąłem na wadzę i co widzę ? Równiusieńkie 82,5 kg.
Nieprawdopodobne, ale możliwe ! Niestety potem przyszły święta, sylwester, sesja, tłusty czwartek, ale byłem na to gotowy, wiedziałem, że nie utrzymam tej wagi w tym czasie, no i przez 2 miesiące przytyłem ponownie 5 kg. Aczkolwiek ciężko jest mówić tutaj o efekcie jo-jo. Od przyszłego poniedziałku zaczynam mój cykl na nowo - do wakacji chcę osiągnąć wagę 75 kg, co jest w moim zasięgu, zwłaszcza przez 4 miesiące. Muszę jednak pamiętać, że im mniejsza masa tym chudnie się wolniej, więc daję sobie bufor czasowy, tak w razie czego. Jeżeli również chcesz dołączyć do mnie i wspólnie się motywować dawaj znać, w kilka osób motywacja zawsze jest większa.
No i co chyba najciekawsze, poleciłem ten sposób mojemu znajomemu, który również skarżył się na nadwagę. Całe 7 kg mniej w niecałe 2 miesiące, bez uprawiania sportu ! Gratulacje i brawa dla niego :) Jak widać działa to nie tylko na mnie, ale jeżeli się zabieracie na eksperymentowanie ze swoim ciałem, róbcie to z głową, bo ostatecznie możecie ją stracić.
Smacznego !
wtorek, 29 stycznia 2013
Spotted: WTF ?
Serio ?
Zaczęliśmy tracić jaja dość niewinnie - na początku były gazety i ogłoszenia od pań i panów szukających drugiej połówki. Potem do akcji wkroczyła telewizja i internet - masowe wystawianie ciał i dusz na giełdę. Teraz doszły portale, które właściwie ingerują w nasze codziennie życie. Myślę, mało tego, jestem prawie pewien, że skończy się na czymś w stylu okularów od Google'a, które każdą napotkaną osobę na ulicy będą analizowały i na podstawie jej profilu umieszczonego gdzieś w bazie danych będziesz wiedział, czy jest wolna, czy kogoś szuka, czy lubi w dwie dziurki, czy tylko w jedną.
Może jestem dziwny, ale nie akceptuję takiego stanu rzeczy. Kiedyś rycerz przyjeżdżał na białym koniu, dzisiaj podjeżdża w żółto-zielonym Ikarusie. Może i jestem staroświecki, ale nie jara mnie coś takiego. Zamiast spotkać się z kobietą, pompujesz swoją wartość przez sztuczne profile; zamiast nawiązać realny kontakt, czytasz o tym na forach; zamiast podejść w tramwaju do osoby, która Cię podoba, poszukujesz jej potem bezowocnie w sieci.
Swoją drogą, jak myślicie, ile z tych osób, które rzeczywiście się spotkają, stworzą razem cudowny związek ? Z jakieś 5% będzie nie ? Skoro masz problem z tym, żeby porozmawiać z nowo poznaną osobą twarzą w twarz, to nie licz, że na randce nagle się otworzysz i staniesz się "plejasem" z krwi i kości. Niestety od małego jesteśmy tak wychowywani, żeby bać się nowych osób. Cóż, teraz to procentuje, jeżeli się tego nie oduczysz, Twoja strata.
Dlatego nigdy nie skorzystam z takiego sposobu na podryw. Sorry, ale jeżeli masz problem z wyrażeniem swoich uczuć to nie interesuje mnie znajomość z Tobą :) Z drugiej strony nie wiem jak można sobie tak komplikować życie. Zaczepienie danej osoby + krótka gadka + wymiana numerów telefonu = jakieś 5 min. Patrzenie na osobę w trakcie podróży + zapamiętanie jak największej ilości szczegółów + odszukanie odpowiedniego profilu + przelanie słów w komputer + oczekiwanie na odpowiedź od "zgubionej" osoby = maksymalnie kilka dni lub wcale. Ja nie mam na to czasu i nie lubię ryzykować.
Zresztą, inną sprawą jest to, że część ogłoszeń jest nieprawdziwa, napisana tylko dlatego, żeby rozkręcić profil.
Ale ludzie dalej ślepo wierzą w miłość z sieci. Już widzę, jak za kilkanaście lat opowiadasz swoim dzieciom jak poznałeś ich matkę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)