sobota, 14 lipca 2012

A co kryje się pod Twoją wanną ?


- A wedlug ciebie, co klyje sie pod wanną ? - zapytał Stefek swojego starszego brata. Obaj siedzieli na podłodze w łazience i bawili się latarką - zabawa niby prosta, ale jakże rozbudzała wyobraźnię chłopców.
- Moim zdaniem mieszkają tam potwory, które czekają na odkręcenie wody, bo to ona jest ich pożywieniem. Wtedy urosną w siłę i wydostaną się na powierzchnię, żeby Cię zjeść - odpowiedział Marek, 7 lat starszy od swojego brata. Czasami jednak wydawać by się mogło, że jak na dwanaście lat, miał zbyt wybujałą fantazję, ale to wszystko przez książki, które wręcz pochłaniał odkąd tylko nauczył się czytać.
- Nie stlasz mnie - odparł młodszy z dwójki rodzeństwa, chociaż w jego oczach malowało się niemałe przerażanie, połączone z odbijającym się światłem latarki - wiem, ze tak nie jest.
- A według ciebie co się dzieje, kiedy odkręcasz wodę ? - podpuszczał go Marek.
- To klasnoludki. To one wypuszczają wodę, kiedy nam jej potrzeba. Mieszkają pod wanną, tam mają swoje domki i wychodzą z nich, kiedy ktoś wchodzi do łazienki. Dodatkowo, dwóch z nich zawsze stoi na stlaży, żeby odpalić żalówkę, jak ktoś wejdzie.
"Nieźle jak na pięciolatka" - pomyślał starszy z nich, jednak nie powiedział mu tego, a postanowił dalej się z nim spierać i trochę go postraszyć, taka w końcu rola starszego brata.
- A słyszałeś kiedyś o czarnych dziurach ? - zapytał Marek z lekką nutą zażenowania.
- Nie, ale na pewno nie jest lepsze niż klasnoludki ! - odparł zadziornie Stefek.
- Ha ha ha - zaśmiał się szyderczo starszy z braci - czarne dziury to najpotężniejsze rzeczy we wszechświecie, krasnoludki to przy tym nic ! Wchłaniają wszystko co mają na swojej drodze, nawet planety, czy gwiazdy, a dodatkowo istnieją naprawdę !
- Klasnoludki też istnieją - wstał i zacisnął pięści oburzony chłopczyk.
- Racja, racja, ale pomyśl, przecież podczas kąpieli wypuszczasz tyle wody i jak myślisz ? Gdzie ona może się podziać ? Przecież czarna dziura pochłania planety, a co dopiero tak mało wody !
- A mogą nią stelować klasnoludki ? - zapytał z nutką nadziei w głosie dzieciak.
- No, ostatecznie, można tak przyjąć, ale .....
W tym momencie otworzyły się drzwi od łazienki i zajrzał przez nie ojciec dwójki chłopaków, który od dłuższej chwili przysłuchiwał się rozmowie, mówiąc:
- Pod wanną znajdują się kafelki leżące na podłodze, oraz rury, którymi odpływa woda, nic więcej ... - krzyknął i trzasnął drzwiami.
Miał tego dość, w młodszym z nich wkurzało go bezustanne seplenienie, dodatkowo drugi z nich, czyli Stefek, urodził się przez przypadek i to zniszczyło jego karierę, musiał zająć się rodziną, dzieckiem, kobietą, oraz pójść do pracy - wybrał hydraulikę, bo znał się na tym, ale nie był to szczyt jego amibcji - chciał być chociażby szefem jakiegoś działu w większej firmie, a jeszcze lepiej - dentystą, od zawsze widział siebie w tym fachu. Skoro jednak jego dzieci pozbawiły go marzeń, to on nie pozostanie im dłużny ....

wtorek, 10 lipca 2012

Star wars


Afryka to kontynent, o którym słyszałem naprawdę wiele. Podaje się wiele informacji na temat głodu, wojen, chorób i innych katastrof, z którymi przyszło żyć tamtejszym ludziom. Niewielu z Was jednak pamięta, że jest to również obszar, na którym przyroda pokazuje nam co potrafi. Podobno najbardziej gwieździste niebo to to nad Afryką - nie wiem, nie byłem, ale chętnie to sprawdzę, gdyż lubię obserwować gwiazdy. Są one moim wyznacznikiem, kierunkiem, drogowskazem i pokazują mi dokąd zaszedłem. Wiele osób pewnie popuka się w głowę i powie: " o, znalazł się żeglarz", ja jednak wiem, jak duże znaczenie potrafi mieć przyroda w życiu człowieka.

Odkąd pamiętam fascynowało mnie nocne niebo - jako mały chłopak, codziennie patrzyłem w okno z nadzieją, że zobaczę tam coś ciekawego, coś co pozwoli mi na nieprzespane noce, aby zastanwiać się co to było. Nie mówię tu o jakichś latających spodkach, potworach, czy innych Godzillach, ale o całokształcie jakie sprawia ogrom czarnego sklepienia.

Ludzie boją się nocy - zauważyłem to nieraz. Czy spowodowane jest to ów kolorem, sprawiającym wrażenie jakby nasz "dach" był po prostu granicą piekła, w którym jesteśmy zamknięci ? A może po prostu zdają sobię sprawę z tego, że ciemność zmusza ich do skierowania swojego spojrzenia wgłąb swojego brudnego sumienia, gdyż gdzieś muszą patrzeć, a świata już nie widać. Nie zawsze byłem outsiderem. Kilka lat temu zdałem sobię jednak sprawę, że ciemność mnie pociąga. Pozwala wyzwolić duszę, która zamknięta w materialnym świecie ciała i umysłu nie jest w stanie wyrazić siebie.

Nie lubię ludzi, którzy uciekają od samotności. Ludzi, którzy za wszelką cenę starają się mieć zawsze z kim rozmawiać, zawsze w jakiś sposób mieć zorganizowany czas. Uważam, że nie są oni warci zaufania, gdyż nie potrafią sobie poradzić najpierw ze sobą, nie ma więc co mówić o ich kontaktach z innymi ludźmi. Mamy teraz wakacje - część osób naprawdę nie wie, co mogłaby zrobić, aby uciec od swojego sumienia - dlatego na siłę, żeby mieć zajęćie, niektórzy szukają pracy, uprawiają sporty drużynowe, organizują imprezy, chodzą do pubów, czy ruszają na wyprawy wycieczki. A przecież najpiękniejsza podróż to ta wgłąb własnego umysłu ....

Wracając do materialnego świata - ludzie w piękny sposób zabijają swoje sumienia. Na początku Ewa zjadła jabłko i wraz z Adamem została wypędzona z raju. Musieli więc zbudować dom, szałas, żeby się schronić przed .... no właśnie, przed czym ? Czy tylko przed dzikimi zwierzętami i chłodem, a może także przed własnymi sumieniami, które nie dawały im spokoju i tylko poprzez pokazanie sobie, że są coś warci, stworzyli coś namacalnego, coś co dało im poczucie spełnienia, bogactwa ... Następnie z kilku domków powstawały osady, które były wylęgarnią zgniłych sumień - zabójstwa, walki z innymi, gwałty, rozbiory, wszystko to na porządku dziennym. Potem powstały pierwsze miasta, podziały rasowe, klasowe, głód, smród i ubóstwo. O dzisiejszych metropoliach już nie wspomnę, bo tutaj mamy prawdziwy popis jak umrzeć, będąc żywym. Wszystko to sprowadza się do stwierdzenia, że im bardziej człowiek oddalał się od natury i im bardziej stawał się "zepsuty", tym większe wznosił świątynie, tym więcej osiągał, tym bardziej się rozwijał (w sensie technicznym). Czy nie jest więc tak, że chowając się w ielkich miastach, nie dość, że zatracamy naszą prawdziwą naturę, ale też próbujemy się sztucznie usprawiedliwić ?

Dlatego tak lubię małe miasta, wsie, pola, łąki, a co za tym idzie gwiazdy. Tylko w tych miejscach jestem w stanie je zobaczyć, a dopóki je widzę, to wiem, że nie błądzę. Wiem, że dążę tam gdzie powinienem, czyli do natury. Dlatego chcę pojechać do Afryki, tam utworzone są parki narodowe, oddalone jakieś kilkaset kilometrów od najbliższych miast. Dlatego chcę je zobaczyć, chcę sprawdzić, czy zbliżą mnie do poznania siebie, czy może to tylko ułuda, którą sam sobie utkałem w głowie, aby bycie outsiderem stało się choć trochę słodsze ?

sobota, 7 lipca 2012

Twój klucz do szczęścia


Drugie piętro nie jest wysoko. Siedzę aktualnie na parapecie, wiem, że jeśli spadnę, to jest szansa, że przeżyję, z drugiej strony natomiast wiem, że jestem na tyle wysoko, aby widzieć. A widzę dużo.

Znajduję się właśnie 15 km na południe od najważniejszego centrum biznesowego w Europie i jednego z najważniejszych na świecie. Te kilometry robią jednak swoje, bo atmosfera jest tu zupełnie inna niż można by się było tego spodziewać. Wioska, w której aktualnie mieszkam przypomina mi połączenie włoskiego klasycyzmu, duńskiej prostoty, oraz kubańskiej rewolucji. W głośnikach gra nieśmiertelny Gary Moore, jest 4 w nocy, a latarnie nadają temu miejscu jeden z najpiękniejszych klimatów, jakie udało mi się w życiu zaobserwować.  Brakuje tylko szklanki Walker'a czy Daniels'a i cygara, ale ostatnio okazało się, że nie jestem w stanie przełknąć niczego, co ma ponad 20%, zadowalam się więc gorzkim smakiem herbaty bez cukru. W skrócie - jest pięknie. Ale najpiękniejsza rzecz, która dopełnia całokształt znajduje się we mnie. Nie potrafię tego opisać słowami, ale nie czuję nic. Jestem po prostu w danej chwili, tu i teraz .....

Długo zbierałem się, żeby napisać słowa, które za chwilę przeczytacie, na szczęście okazało się, że nie chodziło tutaj o brak weny, czasu, czy innych czynników, ale o to, że musiałem znaleźć się w miejscu, gdzie aktualnie jestem, żeby mieć pełny obraz tego co chcę Wam przekazać.

Mówiłem już, że widzę, a widzę wiele. Codziennie obserwuję ludzi wstających o 8 do pracy, chodzących do szkoły, na uczelnie, sprzątających domy, czy chociażby przygotowujących sobie śniadanie. I wiecie co ? Większość z nich to ludzie nieszczęśliwi, zarówno według mnie, jak i według nich samych. Co jest tego powodem ? Św. Augustyn stwierdził kiedyś, że zło samo w sobie nie istnieje, istnieje jedynie brak dobra i to przyczynia się do wielu negatywnych zachowań. Nasz przykład również możemy rozważyć w ten sposób. Nie istnieje coś takiego jak "nieszczęście", ludziom (w tym na pewno wielu osobom czytającym) brakuje po prostu bycia szczęśliwym.

Widzę dużo, a ostatnio doszedłem do wniosku (po licznych, naprawdę licznych obserwacjach), że wszyscy Ci którzy codziennie mają uśmiech na ustach i wydają się obdarowani przez los tym cennym darem, czyli szczęściem, mają ze sobą coś wspólnego. Mówię tu zarówno o niektórych "biednych" afrykańskich dzieciach, biznesmenach, zwykłych ludziach spotykanych na ulicy, czy nawet księżach. Wszyscy oni ZAAKCEPTOWALI to, co aktualnie otrzymali od życia i robią wszystko, by wykorzystać to jak najlepiej.

Parę miesięcy temu wybrałem się na szkolenie Tomka Marca. Jeżeli wpiszecie to nazwisko w wyszukiwarce, to wyskoczy Wam jako ekspert do spraw relacji damsko-męskich, trener, czy autor książek. Ja jednak nie pojechałem tam dlatego, żeby nauczyć się "jak wyrywać dupy", tylko dlatego, że słyszałem o nim wiele pozytywnych opinii, dużo ludzi mówiło, że jest to naprawdę super gość i w momencie, kiedy nadarzyła się okazja, by za śmieszne pieniądze wziąć udział w jego szkoleniu, po prostu się na to zdecydowałem (btw. był to kolejny punkt do odhaczenia na mojej liście celów, o której pisałem post temu, a nosił on nazwę "Poznać Tomka Marca"), spakowałem manaty i pojechałem ;) Całe szkolenie miało zupełnie inny wymiar, niż się spodziewałem, myślałem bowiem, że wyjdę przepełniony energią, będę skakał, wszystkich ściskał. Tymczasem byłem spokojny. Tomek naprawdę wiele czasu i uwagi poświęcił na jeden szczegół, który zapadł mi w pamięć. Akceptacja. Cokolwiek się nie działo, powtarzał, żeby po prostu przyjąć na klatę to co się dzieje i ruszyć dalej.

W ciągu następnych paru miesięcy, wielokrotnie miewałem sytuacje zaskakujące, kontrowersyjne, niewiarygodne i jeszcze wiele, wiele innych, ale za każdym razem, kiedy działo się coś, co wykraczało poza moje ramy pojmowania rzeczywistości powtarzałem sobie "zaakceptuj to". (Btw. świetna opcja pokazująca jak działa ego: "ja powtarzałem sobie", mamy dwa "ja", które więc ja jest więc prawdziwe ?) Doszedłem parę tygodni temu do takiego stanu, w którym wiedziałem, że cokolwiek się stanie, nie wywoła to u mnie większego szoku, zaakceptuję to i będę mógł żyć normalnie dalej. Nie wiedziałem jednak, że mój system wartości musi przejść jeszcze jedną próbę, zanim opublikuję to w szerszym gronie.

W poniedziałek rano, czyli niecałe kilkanaście godzin po przyjeździe do Niemiec, udałem się na zajęcia. Przed tym wstąpiłem na chwilę do piekarni, wyszedłem z niej, jak się później okazało bez portfela, który spodobał się, z tego co kojarzę, pewnemu Turkowi, stojącemu obok mnie. Miałem tam dosłownie wszystko - dokumenty, pieniądze, bilet, klucz do mieszkania, karty płatnicze i krótko mówiąc byłem w potężnej dupie. Sam jednak zdziwiłem się na swoją reakcję. Ciało oczywiście zwariowało, rozbolał mnie brzuch, miałem gulę w gardle zaciśnięte pięści, ale mój umysł był spokojny. Wiedział, że coś się stało i nie można już tego odzyskać, trzeba więc pomyśleć, co można z tym jeszcze zrobić. Pierwsze, co zrobiłem to zadzwoniłem, żeby zablokować karty, następnie udałem się na policję, pożyczyłem pieniądze od uniwersytetu (podróż do mieszkania - 5 euro), znalazłem polskiego konsula i właściwie było to najbardziej rozwojowe kilka godzin, jakie kiedykolwiek miałem ucząc się języka. Musiałem nawiązać dłuższy kontakt z ludźmi, pogadać z policją i nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - dokumenty się wyrobi, kasy na szczęście nie miałem dużo, klucze mam zapasowe, a za to rozwinąłem się na wielu płaszczyznach.

W dużym skrócie zaakceptowałem to, co przyniósł mi los i już teraz wiem, że jest to najlepsze narzędzie do osiągnięcia m.in. spokoju wewnętrznego, jakie do tej pory poznałem. A co jeszcze, oprócz akceptacji przyczynia się do tego, że człowiek staje się szczęśliwy ? Co jeszcze trzeba zrobić, żeby odrzucić okowy nałożone przez świat ?

Szczerość.

Za każdym razem, kiedy kłamiemy, o czym pisałem już wcześniej, pojawiają się w nas pewne emocje. Cytat z wikipedii: "Gdy kłamiemy nasz organizm ma za zadanie zataić prawdę, odczuwa jednak dyskomfort, a umysł doświadcza dysonansu poznawczego." Przekładając to na język polski - mówimy coś, co jest sprzeczne z tym co nasz umysł wie. Wtedy robi on takie: "halo, halo, coś jest nie tak" - i właśnie ten moment odczuwamy najbardziej, gdy nie przekazujemy prawdy. Po tym również, łatwo jest rozpoznać kłamcę. Bez sensu jest uczenie naszego umysłu negatywnych emocji - kierujmy się tym co jest prawdziwe, a wtedy będziemy się dobrze z tym czuli, będziemy mniej spięci i życie będzie łatwiejsze ;) Bo jeżeli ktoś nie akceptuje tego, że jesteśmy, jacy jesteśmy, to czy chcemy się z taką osobą przyjaźnić ? Sami odpowiedzmy sobie na to pytanie ......

A co do tego, jacy jesteśmy - również to jest dla wielu powodem nieszczęścia, a dokładniej braku akceptacji siebie, jako człowieka, który bierze się z porównywania z innymi, oraz z nadawania komuś sztucznej wartości. Ludzie mają kompleksy i nie akceptują siebie, własnego ciała, tylko dlatego, że są inni, z którymi mogą się oni porównywać, a że dość często kreowany jest dzisiaj wizerunek umięśnionego kolesia, który stoi przy super samochodzie, wraz z modelką lub super szczupłej kobiety, której widać żebra, noszącej złotą biżuterię i futra z norek, to ludzie naprawdę mają duże problemy by polubić siebie, takimi jakimi są. Kolejną sprawą, jaka nas niszczy od środka, również jest kwestią naszych relacji w innymi osobami.

Chodzi tu o nadawanie komuś wartości. Najlepiej ujął to Tomek Marzec w swoim tekście "Bo ona jest wartościowa ..." do którego Was odsyłam:

http://forum.alphamale.pl/topic/7224-art-bo-ona-jest-wartosciowa/

 tyczy się to głównie relacji damkso - męskich, ale ja chciałbym nanieść poprawkę, na kwestie tej samej płci. Często jest tak, że relacja między dwoma kolegami, lub dwiema koleżankami, sprowadza się do wyzyskiwania tej jednej przez tą drugą, a ta druga, nadal będzie patrzyła na tę osobę jak na obrazek. W końcu ona jest taka zajebista, ma duży dom, dużo pieniędzy i jakie sukienki, dlatego może do mnie dzwonić o 4 rano, bym podwiozła jej fajki, podrywać mi chłopaka itd... Tutaj więc apel o to, abyśmy sprawdzili, czy istnieją wokół nas osoby, które przyjaźnią się z nami tylko dla własnych korzyści, jeżeli tak to proponuję się od tego odciąć, nieważne jak będzie bolało, a w ostatecznym rozrachunku wyjdziemy wtedy najlepiej.

Kolejna sprawa, którą chciałbym poruszyć, to cieszenie się z danej chwili. Siedziałem sobie ostatnio na zajęciach, upał jak na środku Sahary, pomyślałem więc o tym, jak dobrze byłoby gdyby spadł śnieg. Potem wczułem się w klimat, zobaczyłem siebie pośrodku padającego śniegu, w jakimś parku, siedziałem na ławce i cały byłem zmarznięty - pomyślałem wtedy, że jak bardzo chciałbym znaleźć się w jakimś ciepłym kraju. Gdy sobie to uświadomiłem to parsknąłem śmiechem na całą salę, przecież Polakowi nigdy nie dogodzisz, warto więc cieszyć się z tego na daną chwilę mamy, nie błądzić myślami w równoległych światach i nie fantazjować na temat tego co już się dzieje.

Ostatnim już pomysłem godnym odnotowania jest według mnie podążanie za swoim ciałem, o czym już wcześniej pisałem. Robimy to na co mamy ochotę (ale też bez skrajności), a będziemy zadwoleni, bo nie będziemy patrzyli co wypada, a co nie, tylko będziemy parli do przodu, nie zważając na przeciwności.

Podsumowując, rzeczy, które przybliżają nas do szczęścia to:

- akcpetacja,
- szczerość,
- akceptacja siebie, swojego ciała,
- brak porównań do innych osób,
- brak wywyższania innych osób,
- radość z danej chwili,
- podążanie za swoim ciałem.

Oczywiście jest ich więcej i każdy może mieć inne, ale te które opisałem wyżej są dość uniwersalne i stosując się do nich poczujecie się choć odrobinę szczęśliwsi ;)

Siedzę na parapecie, na drugim piętrze, w głośnikach Gary Moore, zachwycam się pięknymi widokami, za mną cudowna przeszłość i wierzę, że jeszcze lepsza przyszłość. Wydaje mi się, że dużo widzę, jak na 19 lat. Ale czy ktoś czuje to tak samo jak ja ? Czy ktoś równie pięknie jest w stanie cieszyć się z danej chwili ? Nie wiem. Być może dowiem się o tym za rok, 2 lata, 15 lat, lub nigdy. Ale wiem, że coś się zmienia. Zarówno w moim wnętrzu, jak i na świecie. Miejmy tylko nadzieję, że zmienia się na lepsze ......