niedziela, 30 grudnia 2012

Podsumowanie - 2012


Koniec roku 2012 zbliża się nieubłaganie, nadszedł też czas pewnych podsumowań. Nie wszystkich jednak, bo coroczne postanowienia robię 13.07 - ot taki kaprys złożony z pewnym przypadkiem.

Na początek blog - zacząłem w czerwcu, mamy więc 6 miesięcy, 13 napisanych postów (o 11 mniej niż zakładałem) i 2400 wyświetleń. Z tym też jest śmieszna sprawa bo grubo ponad 1000 wyświetleń jest przypadkowe. Jeżeli wpiszecie w wyszukiwarce: "brain use it" lub cokolwiek podobnego to w obrazach na drugim miejscu wyskakuje moja strona - ładny nabijacz :)

Secundo - czy osiągnąłem to co chciałem, czyli nauczyłem się regularności ? I tak, i nie. Tak - gdyż zawsze w głowie siedzi mi gdzieś to, że "powinienem" coś napisać, coś przekazać. Nie - jak sami widzicie - posty nie są umieszczane w równych odstępach czasowych, aczkolwiek  nie mam na to jakiejś dużej presji, gdyż lepiej napisać coś ciekawego raz na jakiś czas, niż regularne głupoty. W związku z tym zapewne znajdę inne sposoby, aby wyrobić w sobie odpowiednie nawyki, ale z pisania nie zrezygnuję - może kiedyś się to komuś przyda.

Po trzecie - życzę Wam zajebistego Sylwestra, Nowego Roku na kacu, im silniejszy, tym lepsza  impreza. Do tego życzę Wam realizacji swoich celów, pragnień, szczęśliwego życia, no i ekscytacji każdym kolejnym dniem, który przeżywacie.

Dla mnie ten rok kalendarzowy był rokiem zmian, pewnego zagubienia, ale też nowej nadzieji i zrozumienia, był również lekcją pokory. Już dzisiaj natomiast wiem, że dwa ostatnie miesiące były dla mnie najważniejsze i to one ukształtują moją przyszłość - zobaczymy jeszcze tylko w jakim stopniu. Sylwestra spędzam w miejscu, które ostatnio ukochałem całym sercem, czyli z rodziną, na wsi. Już dawno tak nie wypocząłem, nie naładowałem baterii, jak podczas świąt, które również tam spędziłem. Zdecydowałem się przedłużyć mój relaks o kolejne 7 dni i w ten sposób wypoczęty z uśmiechem na twarzy i pełny energii wejdę w nowy rok kalendarzowy.

Czego oczekuję od przyszłego roku ?

Głównie tego, że 13.07.2013 r. usiądę sobie, czytając listę celów i będę odhaczał wszystko po kolei, jak leci. Do tego masy humoru, nieprzewidzianych zwrotów akcji (głównie szczęśliwych) i tego, że usiądę za rok, pisząc kolejne podsumowanie, słuchając poniższej piosenki  i mówiąc do siebie: "Szymon, skurwielu, udało Ci się" :)


A Ty ? Co było dla Ciebie ważne w poprzednim, a czego oczekujesz w przyszłym roku ? :)

niedziela, 16 grudnia 2012

Co myślisz ?


"...... wkurwia mnie to !".

Ta wypowiedź wytrąciła mnie z mojej małej przygody wgłąb siebie i przywróciła do rzeczywistości. 1 - stolik, 2 - jajecznica, 3 - herbata, ok już wiem gdzie jestem i co tu robię. Siedzę w kawiarni, jem właśnie drugie śniadanie, a obok mnie siedzi K., który kontynuuje swój monolog. A raczej odpowiedź na moje stwierdzenie, że nie będę wpraszał się na imprezę, na którą nie byłem zaproszony.

"Wkurwia mnie takie myślenie - tego mi nie wolno, tu się nie wproszę, tak musiało być. Typowo polskie myślenie".

Puff, znowu odpływam - tym razem jednak powoli zdaję sobie sprawę, jak wiele razy nie zrobiłem czegoś co chciałem bo "nie wypada", "nie można", "nie powinno się". Postawiłbym dużo, że sam nie musisz szukać dalej, nawet dzisiaj, w ciągu godziny znalazłbyś masę takich przykładów. Potem uświadomiłem sobie, że ta myśl jest zbyt duża na jeden dzień czy noc, muszę się z nią przespać. Okazało się, że była moją kochanką przez więcej niż miesiąc, ale nasze namiętne godziny wzajemnego niezrozumienia i kłótni połączonych z bólem dużo mnie nauczyły.

Później przestałem o tym myśleć, nie spodziewałem się jednak, że myśl nie zniknęła, ale przerodziła się w czyny. Zacząłem zauważać, że większość ludzi na tym świecie nie wie dokąd "idzie", czyli co chce osiągnąć w życiu, jakich ludzi spotykać, z kim się przyjaźnić, co robić. Potem dziwią się, że "coś" ich ominęło.

Przepraszam bardzo, ale jak może Cię ominąć "coś" skoro nawet nie wiesz czego tak naprawdę oczekujesz od siebie i od życia.

Ile razy dasz sobie jeszcze napluć w twarz ludziom, gdzie są granice Twojego upodlenia ?

Co do granic - świetna sprawa - likwidujemy te namacalne, tworząc coraz więcej w swoich głowach. A podobno najtrudniejszy przeciwnik do pokonania to ten, którego nie widać, ten który często siedzi w naszych głowach, czyli my sami.

Ego.

To już jest inna sprawa, z tym panem widziałem się dopiero kilka razy, nasze ścieżki zaledwie się przecięły, ale wiem, że będę musiał z nim się spotkać, porozmawiać, może się go pozbyć. Nie wiem, do tego jeszcze nie dojrzałem.

Dojrzałem natomiast (w końcu) do tego, że wiem, czego chcę od życia. Będę tam zmierzał, choć nie wiem czy dotrę. Czasami ktoś podwiezie mnie samochodem, innym razem będę musiał uciec, bo z przodu będzie zagrożenie. Wiedz natomiast jedno, jeżeli kiedykolwiek uznasz, że to co robię jest sprzeczne z tym co aktualnie myślisz, co wypada, lub co powinno się zrobić, to podejdź do mnie i mi pogratuluj, bo to oznacza, że zmierzam w dobrym kierunku.

piątek, 26 października 2012

Quo vadis ?

„Bałem się, że cię stracę” – powiedziałem mu wczoraj w nocy, kiedy przysiadł na moim ramieniu, zażenowany widokiem jaki widział na łóżku. Leżałem tam ja. Byłem po wypadzie na Rynek, co zazwyczaj kończy się tym, że zasypiam o 2, 3 nad ranem w ubraniach na niepościelonym łóżku. Potem budzę się o 6, żeby ubrać jeszcze brudniejsze ciuchy, nastawić budzik i wskoczyć do łóżka. Tym razem nie było inaczej, unoszony na morzu alkoholu, napędzany dymem łapanym w żagle i zlepiony z desek poprzednich imprez jak wrak człowieka kontemplowałem nad swoją egzystencją  i życiem jakie prowadziłem przez ostatnie kilka tygodni. Dopuściłem do stanu, którego tak bardzo się bałem. Byłem zjedzony i wypluty przez rzeczywistość, która od ostatniego czasu trochę psociła. Wtedy w głowie nie miałem żadnych planów, żadnych sukcesów za sobą, przed sobą czarną przyszłość, rozwaloną percepcję, ale myślałem trzeźwo.


Ale ….. „To ważne, by czasem poczuć się nikim”. 

Ważne, bo wrócił on, czyli błysk w oku, za którym tak bardzo tęskniłem. Jest niewiele rzeczy, które są w stanie mnie przerazić, wszystko ma jakiś swój cel i jest do przesady racjonalne, jednak nie to co nas napędza. Nie zrozumiałem tego do końca, ale jest coś co każe nam wstać, każdego dnia robić wszystko żeby żyć jak królowie, a jednak tak wielu z nas to marnuje. Właściwie po co wstajesz każdego dnia ? Żeby swoją dupę zawieźć na uczelnię, do pracy, najeść się, potem wyjść ze znajomymi do pubu, napić się, na drugi dzień wstać, wypluć żółć do kibla, którą spiłeś zarówno od ludzi, jak i z trunków ? Taki jest Twój cel w życiu ? Większość Polaków jest chyba automatycznie zaprogramowana do pierdolenia sobie życia. Do tych ludzi zaliczam się również ja, ale liczę, że nie potrwa to długo.
Pytam się po raz kolejny ? Po co wstajesz każdego dnia ? Po to, żeby spotykać się z ludźmi, których nienawidzisz ? Po to, żeby dać się gnoić każdemu po kolei ? Po to, żeby kładąc się spać, a ostatecznie spoczywając w grobie powiedzieć do siebie „ten dzień/to życie było do dupy, następnym razem będzie lepiej” ? Kilka złotych – zazwyczaj tyle starczy, żebyś się więcej nie męczył i mógł sobie odpoczywać do woli. Nienawidzę ludzi, którzy poddają się światu, twierdząc, że taki los ich już spotkał. Tym osobom sam bym ofiarował parę złotych, żeby więcej nie marudzili.
Nie mów mi, że nie można, bo chcę Ci to udowodnić. Nie mów mi, że nie się nie da bo to tylko wymówka. Nie mów też, że to wszystko to wina wszechświata, skoro sam nigdy nie spróbowałeś wziąć świata w swoje ręce. 

Ale zaraz, zaraz …. Kim ja jestem, żeby mówić Ci co masz robić ? Wiesz co, właściwie jestem nikim, możesz mieć mnie w dupie, nie sądzę, że mam dużą wiedze o życiu, a bloga prowadzę tylko dlatego, żeby nauczyć się systematyczności. Możesz też stanąć ze mną w szeregu i sprawić, żeby ognie w naszych oczach zaczęły świecić jak latarnie na morzu problemów.

I dlatego boję się jednego, że kiedyś stracę to co mnie napędza od środka i zamiast wspinać się na Mount Everest będę oglądał go w telewizorze, zamiast cieszenia się życiem, będę cieszył się nowymi znajomymi poznanymi przez grę komputerową, a serce zamiast do kochania będzie służyło wyłącznie do pompowania krwi. 

Aczkolwiek mogę Ci obiecać jedno – co by się nie działo, nie złożę broni, bo to jest najgorsze co można zrobić – poddać się na wstępie.

poniedziałek, 24 września 2012

Spełniasz swoje marzenia ?

Wiele czynników, które miały miejsce od ostatniego wpisu przyczyniło się do tego co napiszę za chwilę. W ciągu kilku dni kilkukrotnie został w moim środowisku poruszony ten sam temat dotyczący robienia "czegoś" z własnym życiem. Wszystko zaczęło się od filmu, który obejrzałem niedawno, a dotyczył on zmarłego Dawida Zapiska. Nieźle życie poturbowało tego chłopaka - cierpiał na straszliwą chorobę, która utrudniała mu jakiekolwiek normalne funkcjonowanie w społeczeństwie, poruszanie się, mówienie. Mimo to spełnił swoje marzenia. Przytoczę tu fragment z wywiadu dostępnego pod tym adresem: http://www.youtube.com/watch?v=zeKZS7jlYwk, gdzie wspomniany już Dawid zniszczył reporterkę i jednocześnie standardowe myślenie Polaków:

Wywiad toczy się po powrocie chłopaka z Kijowa, gdzie pojechał obejrzeć mecz Hiszpanii - drużyny, której kibicował, domyślam się więc, że reporterka zadała mu pytanie w stylu "Czy chciało Ci się tak daleko podróżować":

(D)awid: "To ja zadam takie pytanie - a czemu ma się nie chcieć ?"
(R)eporterka: "No, bo to jest męczące."
(D): "No i ?"
(R): "No to po co masz się męczyć ?"
(D): "A czemu nie ?"
(R): "Możesz wygodnie, przed telewizorem obejrzeć ten mecz."
(D): "Czy ja mam na czole wypisane piknik ?"

Większość ludzi na świecie, w tym ja zachowuje się jednak, jakby miało taki napis na czole, ba fluorescencyjny, oświetlony i dodatkowo mówiący w trzech językach. Jak często nam się czegoś nie chce ? Mówię tu o bardzo prostych, nawet codziennych czynnościach, gdzie trzeba iść do sklepu, wyrzucić śmieci, czy pozmywać naczynia. Większość z nas ma sprawne  ręce, nogi, może się normalnie poruszać, rozmawiać, może zrobić ze swoim życiem praktycznie wszystko. Dlaczego więc wybieramy zupełnie odwrotną stronę medalu ? Dlaczego nie robimy nic, aby żyło nam się dobrze, abyśmy żyli tak jak chcemy ? Ja nie wiem i nie chcę się nad tym rozwodzić, ale parę dni temu, kilka po obejrzeniu ów materiału przeczytałem w swojej książce dotyczącej inteligencji finansowej o ludziach, którzy nie do końca byli sprawni pod względem umysłowym lub fizycznym, a jednak osiągnęli duży sukces.

I tak przytaczane są przykłady: Lee Cook, właściciel wielkiego przemysłu i milioner, który nie miał nóg; Milo C. Jones - gdy został sparaliżowany, wymyślił sposób na zrobienie kiełbasy wieprzowej i kierując innymi ludźmi rozsławił swój produkt na całą Amerykę; do tego dorzućmy Stephena Hawkinga, czy Nicka Vujicica. O tyle, o ile ten pierwszy jest znany, to filmy drugiego pana polecam, gdy uważamy, że cały świat się na nas uwziął, nic nam się nie chce i że wszystko jest do dupy. Czyli standardowe jesienne myślenie ;)

Oczywiście tylko część ludzi, którzy osiągnęli sukces jest w pewnym stopniu poszkodowana przez los. Dlaczego jednak masz czekać, aż coś Ci się stanie ? Nie lepiej już teraz wziąć się do roboty i robić to co chcesz ?

Odnośnie robienia tych rzeczy i spełniania marzeń mam jeszcze jedną dygresję - za każdym razem, kiedy osiągałem coś, co wcześniej wydawało mi się niemożliwe, to nie cieszyło mnie to, ba, gdy byłem bardzo blisko realizacji danego planu, odpuszczałem. Zastanawiałem się dość długo, dlaczego tak się dzieje, dlaczego mój umysł zmienia nagle swoje priorytety ? Potem natrafiłem na bardzo ciekawy tekst - kiedy widzimy górę z daleka, to góra jest górą. Logiczne. Jeżeli zaczniemy się jednak na nią wspinać nie okaże się ona niczym innym, jak tylko skupiskiem drzew, kamieni i krzaków. Tak samo piękne obrazy - z daleka są one piękne, ale jak podejdziemy bliżej, to okażą się tylko zbiorem plam i niczym więcej. Nasz umysł jest do tego strasznie nienasycony - zawsze jest coś więcej, co możemy osiągnąć, zdobyć kolejny milion, wejść na kolejną górę, kupić lepszy samochód. To sprawia, że nie potrafimy cieszyć się z tego, co już zdobyliśmy, ale patrzymy dalej, choć niekoniecznie realnie.

Mam nadzieję, że ta obserwacja pomoże zarówno mi, jak i Wam w realizacji swoich największych celów ;)

poniedziałek, 17 września 2012

Bóg ma poczucie humoru


Nie wiem w co wierzysz. W Boga, Allaha, Latającego Potwora Spagetti, czy w UFO. Nie wiem, nie obchodzi mnie to, ale za muszę stwierdzić z całą pewnością, ze ktoś, lub coś, co stworzyło nasz Wszechświat ma zajebiste poczucie humoru :) Założę się, że jeśli nie jesteś człowiekiem, który siedzi 24 h w domu i całe życie poświęcia wirtualnej rzeczywistości, to nieraz byłeś świadkiem zdarzenia, które sprawiło, że w swoim mózgu miałeś jedno wielkie WHAT THE FUCK ? (chociaż w internecie też można znaleźć rzeczy, które takie myśli wywołują). Nie tak dawno czytałem o niesamowitych zbiegach okoliczności, które zdarzyły się na przestrzeni dziejów - i tak czytamy o dziecku, które pewnego dnia wypadło z okna i wylądowało na głowie jakiegoś pana - niby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że dokładnie rok później to samo dziecko wypadło z tego samego okna na głowę dokładnie tego samego pana. Znany jest również przypadek, gdzie na przestrzeni kilkuset lat, w miejscu gdzie rozbijały się liczne statki, katastrofę przeżywał tylko jeden człowiek załogi. Zawsze nazywał się Hugh Williams. I działo się tak 5 grudnia 1664, 5 grudnia 1785 i 5 grudnia 1860. (Nie, nie była to ta sama osoba).

Sięgam więc pamięcią do wydarzeń ze swojego życia i zastanawiam się, gdzie i kiedy zdarzyło się coś, co warte jest tu opisania. No to jedziemy.

1) Jeden z wielu wieczorów, kiedy spotkałem się z moim znajomym i postanowiliśmy pograć w PES-a. Siedzimy, gramy, w tle leci jakaś muzyka, nagle słyszę, że outro jednej z piosenek jest takie, jakby .... klasyczne i żartuję sobie: "Słuchaj, co Ty, Chopina słuchasz ?" i w tym momencie z ponad 500 losowo zapętlonych piosenek na tracklistę wchodzi "I like Chopin" :))

2) Również muzyczna - kolejna podobna sytuacja, siedzimy z ów znajomym, gramy w PES-a, on mnie namawia, żebym zaczął z nim rozmawiać (sprytna taktyka - jak rozmawiam, nie skupiam się na grze i od razu tracę bramki) i tym razem, wśród losowych utworów DJ Komputer postanowił puścić piosenkę, która zaczyna się słowami "Words, don't come easy to me" :)

3) Zmiana klimatu - basen, tłok, pełno ludzi, ni to pływać, ni to siedzieć w jacuzzi, znaleźliśmy więc z wymienionym już kolegą kawałek wolnego miejsca na "rwącej rzece" i obserwujemy ludzi. Nagle patrzę, a tu gościu, który wygląda podobnie jak Jerzy Dudek, no i zaczęły się żarty na jego temat, trochę śmiechu i postanowiłem na chwilę wyjść z tego basenu (nie pamiętam po co) przechodzę koło gościa, a jego kolega woła go z daleka "Jurek, Jurek". To był jeden z tych momentów, w którym myślałem, że nie wyrobię ze śmiechu, na szczęście mogłem schować się pod wodę i nie było mnie słychać, ale pamiętam tylko tyle, że 10 min nie miałem nic innego w głowie :))

4) Zwykła wyprawa do sklepu, ot po książkę, zakupy spożywcze, i inne duperele. Pamiętam, że miałem wtedy 16 lat i byłem nastolatkiem, którego sam bym dzisiaj nie chciał znać. Wiecznie rozkapryszony, strzelający fochy, obrażony niewiadomo o co. Tam w empiku spotkałem kumpla, którego znałem tylko dlatego, że miałem z nim WF. Postaliśmy, chwilę pogadaliśmy, on pokazał mi książkę którą określił między "brechtowa", a "zajebista". Kupiłem ją głównie dlatego, żeby ją poczytać na spokojnie w domu. Zrobiłem to raz i wyrzuciłem w kąt. Potem przypomniało mi się o niej parę tygodni później, kiedy szedłem "na tron" i nie miałem pod ręką nic innego do poczytania. Wtedy w oparach wiedzy i niezliczonej gonitwy myśli spojrzałem na nią zupełnie inaczej ! Ona jest zajebista ! Jak się później okazało stała się ona moją małą prywatną Biblią i do dzisiaj jest dla mnie podstawą mojego światopoglądu. Książka nosi tytuł "Cokolwiek pomyślisz, pomyśl odwrotnie". Zwykłe zakupy, zwykłe spotkanie, a skończyło się kilkuset godzinami poświęconymi na rozwój osobisty, zajebistym życiem i kolejnymi setkami godzin pracy nad sobą, którą jeszcze muszę wykonać. Nie chcę myśleć, gdzie byłbym dzisiaj, gdyby nie ......  (!!!!)

W tym momencie muszę urwać tekst, bo stało się coś tak zajebistego, że nie jestem w stanie pojąć, co się właściwie stało. Piszę sobie tekst na mojego bloga o przypadkach i w tle słyszę taki dialog między moją matką, a moim bratem:

"- Nie obcinaj paznokci nad butami, bo do butów leci"
"- Co Ty gadasz, gdzie leci"

I w tym momencie dostaję na facebooku wiadomość o treści "zobacz jak to leci" wraz z jakimś linkiem od kolegi, z którym przeżyłem trzy pierwsze historie !! Nie chce mi się wierzyć w to co słyszałem, ale wiem jedno. Na bank Bóg siedzi sobie teraz na górze, patrzy na mnie i się śmieje z psikusa, który mi wywinął :) To się po prostu ot tak nie zdarza !!

A ja chciałbym podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tego postu, jeżeli Wy również macie podobne historie, dzielcie się w komentarzach. I życzę Wam, jak i sobie, jak najwięcej podobnych zdarzeń ! :) Zwłaszcza tych, które rozwiną Was w przyszłości.

czwartek, 6 września 2012

Dzień dobry


"Dawno mnie tu nie było, nadrabiam więc zaległość" - tak na moim miejscu rozpoczęłaby ten wpis większość osób, które znam. Ja nota bene też tak zacząłem swój wpis, jednak wyraża on zupełnie co innego. Nie miałem ochoty pisać, nie miałem o czym, nie miałem po co. Moje życie w tym okresie po prostu było, a ja sobie przez nie płynąłem, wraz z narzeczem ludzi, z którymi się spotykałem, piwkami, które wypiłem, książkami które przeczytałem i wiecie co - nie zrobiłem niczego konstruktywnego, nie zarobiłem miliona dolarów, nie wynalazłem lekarstwa na raka, ba nie zrobiłem nic co mogłoby pokazać, że zrobiłem jakiś progres, w jakiejkolwiek dziedzinie życia, a mimo to jestem szczęśliwy. Tak sobie właśnie wyobrażam wakacje - relaks i szczęście. Mam nadzieję, że zostanie to ze mną w roku akademickim, ale nic nie planuję, bo po co ? Nie można się dokładnie przygotować na to, co przyniesie przyszłość. Chociażbym nie wiem jak bardzo się starał nigdy, ale to przenigdy nie wyobrażę sobie wszystkich możliwych opcji, które mogą się zdarzyć i to na świecie jest właśnie takie piękne ;)

Plany, właśnie, plany. Zauważyłem w Polakach taką śmieszną tendencję ostatnimi czasy (również u siebie). Mamy idealną głowę do planowania, gorzej z realizacją tego, co sobie wymyślimy. Jesteśmy narodem, który bądźmy szczerzy mógłby już dawno podbić kosmos, Marsjanie mogliby nam czyścić buty, a Plutonianie podawać drinki z palemką. Brakuje nam jednak działania. Wszędzie spotykam ludzi, widzę ich dosłownie codziennie, prawie na każdym kroku, którzy mają zajebiste pomysły. Ba, te pomysły są jak najbardziej możliwe do realizacji, możliwe do spełnienia przy odrobinie wysiłku. Każdy z nas ma jakieś swoje własne pomysły, każdy lubi coś innego - jedni jedzą chleb z masłem orzechowym, a inni ze szpinakiem, polewą czekoladową, ketchupem i liściem sałaty. Każdy z nas jest indywidualny i każdy ma jakieś swoje plany, które mogą się nie narodzić w głowie innej osoby. Ale dlaczego ich nie realizujemy ? Dlatego, że tak nas nauczono. Przez całe życie wmawiano mi, nam, Tobie, że jeżeli myślisz inaczej to jesteś zły, nikt Cię nie będzie lubił, będą się z Ciebie śmiali. Gówno prawda. Dlatego przez większość naszego życia (niestety przez większość) nie robimy tego co naprawdę chcemy. Idziesz na studia, mimo, że nie chcesz; pracujesz za gówniane pieniądze, nie lubiąc swojej roboty; spędzasz czas z ludźmi, których nie lubisz, bo nie potrafisz im powiedzieć, żeby się odczepili. Szanuję i uwielbiam przybywać ze szczerymi i otwartymi osobami. To są dwa wyznaczniki, które w dużej mierze warunkują moje postrzeganie innych osób. Szczerości nie muszę tłumaczyć - od zwykłych zakupów, przez różnego rodzaje wymiany zdań, aż do jakichkolwiek nienormalych sytuacji w kórych dość często się znajduję - jest to najlepsza droga to porozumienia się z kimś. Otwartość - lubię takie osoby, bo nie zamykają się w swoich umysłach i "wpuszczają" do siebie nowe rzeczy, nie boją się, że cokolwiek innego może ich zniszczyć takimi, jakimi są aktualnie. Ja lubię próbować nowych potraw, poznawać nowych ludzi, dyskutować na zupełnie nowe tematy, gdyż każde takie doświadczenie rozwija mnie naprawdę w znaczący sposób.

Swoją drogą - czy nie uważacie, że wśród młodzieży między 18 - 25 rokiem życia znajdziemy dużo osób z "otwartymi głowami" ? Coś w tym kraju normalnieje, ludzie widzą jak jest na świecie i próbują się zmieniać. Ja to widzę, naprawdę coś może się w tym kraju ruszyć. Pamiętam tekst Fokusa z piosenki "Są dni":

"I tak sobie myślę, że w tym kraju szykuje się rewolucja,
nie na ulicach - w głowach, w sposobie myślenia,
w sposobie postrzegania rzeczywistości, w świadomości."

Moim zdaniem ta rewolucja już się zaczęła, ludziom nie podoba się to, w jakim kraju żyjemy, to że jesteśmy poniżani, to że nie uczą nas w szkołach tego co powinni. Codziennie spotykam ludzi, którzy mają rewelacyjne zainteresowania. Ktoś włachnia każdy fakt historyczny jaki znajdzie, przeczyta, lub usłyszy. Ktoś przeczyta w oryginale Biblię po hebrajsku, ktoś przejedzie Europę autostopem, ktoś napisze własną książkę. Rozmawiałem kiedyś z kolegą na temat rewolucji - czy gdyby w Europie wybuchło powstanie przeciwko aktualnym rządom, coś jak Wiosna Ludów, to czy Polacy wzięliby w tym udział ? Ja powiedziałem wtedy bodajże, że Polacy to wszystko by zaczęli, dlatego, że powoli stajemy się narodem świadomym, widzimy, że można żyć inaczej i jeżeli tylko odbierze nam się coś co jest dla nas ważne, to będziemy w stanie się zebrać i pokazać, że jesteśmy silni. ACTA było dobrym sprawdzianem. Jednak to było jeszcze za mało, obstawiam, że coś w stylu pospolitego ruszenia może być wywołane np. przez ograniczenie wolności słowa, czy przez straszliwe pogorszenie sytuacji ekonomicznej.

Jest jeszcze jedna rzecz do której chciałem się odnieść - wypowiedź pana Janusza Korwina - Mikke na temat paraolimpijczyków. Nie mam zamiaru go równać z ziemią (zwłaszcza, że i tak tego nie przeczyta), nie mam zamiaru po nim jechać. Wyraził swoją opinię i ja to szanuję. Ja chciałbym jednak nałożyć sprostowanie na pewien fragment jego wypowiedzim, gdy porównał paraolimpijczyków do kobiety z pryszczem na twarzy, która chowa się w domu, żeby nikt jej nie widział. Niestety, ale kalectwo to nie jet coś, co przy parodniowej kuracji można wyleczyć. Jest to stan, kiedy ludzie przez całe życie zmagają się ze swoją chorobą i musieliby wg Korwina - Mikke cały czas siedzieć w domu i nigdy nie wychodzić. Na szczęście wyszli i pokazują nam co to znaczy piękno sportu, na dzień dzisiejszy zajmujemy 9 miejsce na świecie i widzimy co to znaczy pokonywać słabości i dawać z siebie wszystko. Mam nadzieję, że nasze gwiazdki z Polskiej kadry olimpijskiej śledzą na bieżąco poczynania ich niepełnosprawnych kolegów i czerwienią się ze wstydu, że pokazali tylko tyle ile pokazali. A co do pana Korwina - nauczył mnie bardzo dużo, szczególnie w kwestiach ekonomicznych, ale to jest chyba pierwsza jego wypowiedź, z którą zupełnie się nie zgadzam. Jednak szanuję zdanie innej osoby i nadal mam nadzieję, że dostanie się do rządu - byłoby śmiesznie.

sobota, 14 lipca 2012

A co kryje się pod Twoją wanną ?


- A wedlug ciebie, co klyje sie pod wanną ? - zapytał Stefek swojego starszego brata. Obaj siedzieli na podłodze w łazience i bawili się latarką - zabawa niby prosta, ale jakże rozbudzała wyobraźnię chłopców.
- Moim zdaniem mieszkają tam potwory, które czekają na odkręcenie wody, bo to ona jest ich pożywieniem. Wtedy urosną w siłę i wydostaną się na powierzchnię, żeby Cię zjeść - odpowiedział Marek, 7 lat starszy od swojego brata. Czasami jednak wydawać by się mogło, że jak na dwanaście lat, miał zbyt wybujałą fantazję, ale to wszystko przez książki, które wręcz pochłaniał odkąd tylko nauczył się czytać.
- Nie stlasz mnie - odparł młodszy z dwójki rodzeństwa, chociaż w jego oczach malowało się niemałe przerażanie, połączone z odbijającym się światłem latarki - wiem, ze tak nie jest.
- A według ciebie co się dzieje, kiedy odkręcasz wodę ? - podpuszczał go Marek.
- To klasnoludki. To one wypuszczają wodę, kiedy nam jej potrzeba. Mieszkają pod wanną, tam mają swoje domki i wychodzą z nich, kiedy ktoś wchodzi do łazienki. Dodatkowo, dwóch z nich zawsze stoi na stlaży, żeby odpalić żalówkę, jak ktoś wejdzie.
"Nieźle jak na pięciolatka" - pomyślał starszy z nich, jednak nie powiedział mu tego, a postanowił dalej się z nim spierać i trochę go postraszyć, taka w końcu rola starszego brata.
- A słyszałeś kiedyś o czarnych dziurach ? - zapytał Marek z lekką nutą zażenowania.
- Nie, ale na pewno nie jest lepsze niż klasnoludki ! - odparł zadziornie Stefek.
- Ha ha ha - zaśmiał się szyderczo starszy z braci - czarne dziury to najpotężniejsze rzeczy we wszechświecie, krasnoludki to przy tym nic ! Wchłaniają wszystko co mają na swojej drodze, nawet planety, czy gwiazdy, a dodatkowo istnieją naprawdę !
- Klasnoludki też istnieją - wstał i zacisnął pięści oburzony chłopczyk.
- Racja, racja, ale pomyśl, przecież podczas kąpieli wypuszczasz tyle wody i jak myślisz ? Gdzie ona może się podziać ? Przecież czarna dziura pochłania planety, a co dopiero tak mało wody !
- A mogą nią stelować klasnoludki ? - zapytał z nutką nadziei w głosie dzieciak.
- No, ostatecznie, można tak przyjąć, ale .....
W tym momencie otworzyły się drzwi od łazienki i zajrzał przez nie ojciec dwójki chłopaków, który od dłuższej chwili przysłuchiwał się rozmowie, mówiąc:
- Pod wanną znajdują się kafelki leżące na podłodze, oraz rury, którymi odpływa woda, nic więcej ... - krzyknął i trzasnął drzwiami.
Miał tego dość, w młodszym z nich wkurzało go bezustanne seplenienie, dodatkowo drugi z nich, czyli Stefek, urodził się przez przypadek i to zniszczyło jego karierę, musiał zająć się rodziną, dzieckiem, kobietą, oraz pójść do pracy - wybrał hydraulikę, bo znał się na tym, ale nie był to szczyt jego amibcji - chciał być chociażby szefem jakiegoś działu w większej firmie, a jeszcze lepiej - dentystą, od zawsze widział siebie w tym fachu. Skoro jednak jego dzieci pozbawiły go marzeń, to on nie pozostanie im dłużny ....

wtorek, 10 lipca 2012

Star wars


Afryka to kontynent, o którym słyszałem naprawdę wiele. Podaje się wiele informacji na temat głodu, wojen, chorób i innych katastrof, z którymi przyszło żyć tamtejszym ludziom. Niewielu z Was jednak pamięta, że jest to również obszar, na którym przyroda pokazuje nam co potrafi. Podobno najbardziej gwieździste niebo to to nad Afryką - nie wiem, nie byłem, ale chętnie to sprawdzę, gdyż lubię obserwować gwiazdy. Są one moim wyznacznikiem, kierunkiem, drogowskazem i pokazują mi dokąd zaszedłem. Wiele osób pewnie popuka się w głowę i powie: " o, znalazł się żeglarz", ja jednak wiem, jak duże znaczenie potrafi mieć przyroda w życiu człowieka.

Odkąd pamiętam fascynowało mnie nocne niebo - jako mały chłopak, codziennie patrzyłem w okno z nadzieją, że zobaczę tam coś ciekawego, coś co pozwoli mi na nieprzespane noce, aby zastanwiać się co to było. Nie mówię tu o jakichś latających spodkach, potworach, czy innych Godzillach, ale o całokształcie jakie sprawia ogrom czarnego sklepienia.

Ludzie boją się nocy - zauważyłem to nieraz. Czy spowodowane jest to ów kolorem, sprawiającym wrażenie jakby nasz "dach" był po prostu granicą piekła, w którym jesteśmy zamknięci ? A może po prostu zdają sobię sprawę z tego, że ciemność zmusza ich do skierowania swojego spojrzenia wgłąb swojego brudnego sumienia, gdyż gdzieś muszą patrzeć, a świata już nie widać. Nie zawsze byłem outsiderem. Kilka lat temu zdałem sobię jednak sprawę, że ciemność mnie pociąga. Pozwala wyzwolić duszę, która zamknięta w materialnym świecie ciała i umysłu nie jest w stanie wyrazić siebie.

Nie lubię ludzi, którzy uciekają od samotności. Ludzi, którzy za wszelką cenę starają się mieć zawsze z kim rozmawiać, zawsze w jakiś sposób mieć zorganizowany czas. Uważam, że nie są oni warci zaufania, gdyż nie potrafią sobie poradzić najpierw ze sobą, nie ma więc co mówić o ich kontaktach z innymi ludźmi. Mamy teraz wakacje - część osób naprawdę nie wie, co mogłaby zrobić, aby uciec od swojego sumienia - dlatego na siłę, żeby mieć zajęćie, niektórzy szukają pracy, uprawiają sporty drużynowe, organizują imprezy, chodzą do pubów, czy ruszają na wyprawy wycieczki. A przecież najpiękniejsza podróż to ta wgłąb własnego umysłu ....

Wracając do materialnego świata - ludzie w piękny sposób zabijają swoje sumienia. Na początku Ewa zjadła jabłko i wraz z Adamem została wypędzona z raju. Musieli więc zbudować dom, szałas, żeby się schronić przed .... no właśnie, przed czym ? Czy tylko przed dzikimi zwierzętami i chłodem, a może także przed własnymi sumieniami, które nie dawały im spokoju i tylko poprzez pokazanie sobie, że są coś warci, stworzyli coś namacalnego, coś co dało im poczucie spełnienia, bogactwa ... Następnie z kilku domków powstawały osady, które były wylęgarnią zgniłych sumień - zabójstwa, walki z innymi, gwałty, rozbiory, wszystko to na porządku dziennym. Potem powstały pierwsze miasta, podziały rasowe, klasowe, głód, smród i ubóstwo. O dzisiejszych metropoliach już nie wspomnę, bo tutaj mamy prawdziwy popis jak umrzeć, będąc żywym. Wszystko to sprowadza się do stwierdzenia, że im bardziej człowiek oddalał się od natury i im bardziej stawał się "zepsuty", tym większe wznosił świątynie, tym więcej osiągał, tym bardziej się rozwijał (w sensie technicznym). Czy nie jest więc tak, że chowając się w ielkich miastach, nie dość, że zatracamy naszą prawdziwą naturę, ale też próbujemy się sztucznie usprawiedliwić ?

Dlatego tak lubię małe miasta, wsie, pola, łąki, a co za tym idzie gwiazdy. Tylko w tych miejscach jestem w stanie je zobaczyć, a dopóki je widzę, to wiem, że nie błądzę. Wiem, że dążę tam gdzie powinienem, czyli do natury. Dlatego chcę pojechać do Afryki, tam utworzone są parki narodowe, oddalone jakieś kilkaset kilometrów od najbliższych miast. Dlatego chcę je zobaczyć, chcę sprawdzić, czy zbliżą mnie do poznania siebie, czy może to tylko ułuda, którą sam sobie utkałem w głowie, aby bycie outsiderem stało się choć trochę słodsze ?

sobota, 7 lipca 2012

Twój klucz do szczęścia


Drugie piętro nie jest wysoko. Siedzę aktualnie na parapecie, wiem, że jeśli spadnę, to jest szansa, że przeżyję, z drugiej strony natomiast wiem, że jestem na tyle wysoko, aby widzieć. A widzę dużo.

Znajduję się właśnie 15 km na południe od najważniejszego centrum biznesowego w Europie i jednego z najważniejszych na świecie. Te kilometry robią jednak swoje, bo atmosfera jest tu zupełnie inna niż można by się było tego spodziewać. Wioska, w której aktualnie mieszkam przypomina mi połączenie włoskiego klasycyzmu, duńskiej prostoty, oraz kubańskiej rewolucji. W głośnikach gra nieśmiertelny Gary Moore, jest 4 w nocy, a latarnie nadają temu miejscu jeden z najpiękniejszych klimatów, jakie udało mi się w życiu zaobserwować.  Brakuje tylko szklanki Walker'a czy Daniels'a i cygara, ale ostatnio okazało się, że nie jestem w stanie przełknąć niczego, co ma ponad 20%, zadowalam się więc gorzkim smakiem herbaty bez cukru. W skrócie - jest pięknie. Ale najpiękniejsza rzecz, która dopełnia całokształt znajduje się we mnie. Nie potrafię tego opisać słowami, ale nie czuję nic. Jestem po prostu w danej chwili, tu i teraz .....

Długo zbierałem się, żeby napisać słowa, które za chwilę przeczytacie, na szczęście okazało się, że nie chodziło tutaj o brak weny, czasu, czy innych czynników, ale o to, że musiałem znaleźć się w miejscu, gdzie aktualnie jestem, żeby mieć pełny obraz tego co chcę Wam przekazać.

Mówiłem już, że widzę, a widzę wiele. Codziennie obserwuję ludzi wstających o 8 do pracy, chodzących do szkoły, na uczelnie, sprzątających domy, czy chociażby przygotowujących sobie śniadanie. I wiecie co ? Większość z nich to ludzie nieszczęśliwi, zarówno według mnie, jak i według nich samych. Co jest tego powodem ? Św. Augustyn stwierdził kiedyś, że zło samo w sobie nie istnieje, istnieje jedynie brak dobra i to przyczynia się do wielu negatywnych zachowań. Nasz przykład również możemy rozważyć w ten sposób. Nie istnieje coś takiego jak "nieszczęście", ludziom (w tym na pewno wielu osobom czytającym) brakuje po prostu bycia szczęśliwym.

Widzę dużo, a ostatnio doszedłem do wniosku (po licznych, naprawdę licznych obserwacjach), że wszyscy Ci którzy codziennie mają uśmiech na ustach i wydają się obdarowani przez los tym cennym darem, czyli szczęściem, mają ze sobą coś wspólnego. Mówię tu zarówno o niektórych "biednych" afrykańskich dzieciach, biznesmenach, zwykłych ludziach spotykanych na ulicy, czy nawet księżach. Wszyscy oni ZAAKCEPTOWALI to, co aktualnie otrzymali od życia i robią wszystko, by wykorzystać to jak najlepiej.

Parę miesięcy temu wybrałem się na szkolenie Tomka Marca. Jeżeli wpiszecie to nazwisko w wyszukiwarce, to wyskoczy Wam jako ekspert do spraw relacji damsko-męskich, trener, czy autor książek. Ja jednak nie pojechałem tam dlatego, żeby nauczyć się "jak wyrywać dupy", tylko dlatego, że słyszałem o nim wiele pozytywnych opinii, dużo ludzi mówiło, że jest to naprawdę super gość i w momencie, kiedy nadarzyła się okazja, by za śmieszne pieniądze wziąć udział w jego szkoleniu, po prostu się na to zdecydowałem (btw. był to kolejny punkt do odhaczenia na mojej liście celów, o której pisałem post temu, a nosił on nazwę "Poznać Tomka Marca"), spakowałem manaty i pojechałem ;) Całe szkolenie miało zupełnie inny wymiar, niż się spodziewałem, myślałem bowiem, że wyjdę przepełniony energią, będę skakał, wszystkich ściskał. Tymczasem byłem spokojny. Tomek naprawdę wiele czasu i uwagi poświęcił na jeden szczegół, który zapadł mi w pamięć. Akceptacja. Cokolwiek się nie działo, powtarzał, żeby po prostu przyjąć na klatę to co się dzieje i ruszyć dalej.

W ciągu następnych paru miesięcy, wielokrotnie miewałem sytuacje zaskakujące, kontrowersyjne, niewiarygodne i jeszcze wiele, wiele innych, ale za każdym razem, kiedy działo się coś, co wykraczało poza moje ramy pojmowania rzeczywistości powtarzałem sobie "zaakceptuj to". (Btw. świetna opcja pokazująca jak działa ego: "ja powtarzałem sobie", mamy dwa "ja", które więc ja jest więc prawdziwe ?) Doszedłem parę tygodni temu do takiego stanu, w którym wiedziałem, że cokolwiek się stanie, nie wywoła to u mnie większego szoku, zaakceptuję to i będę mógł żyć normalnie dalej. Nie wiedziałem jednak, że mój system wartości musi przejść jeszcze jedną próbę, zanim opublikuję to w szerszym gronie.

W poniedziałek rano, czyli niecałe kilkanaście godzin po przyjeździe do Niemiec, udałem się na zajęcia. Przed tym wstąpiłem na chwilę do piekarni, wyszedłem z niej, jak się później okazało bez portfela, który spodobał się, z tego co kojarzę, pewnemu Turkowi, stojącemu obok mnie. Miałem tam dosłownie wszystko - dokumenty, pieniądze, bilet, klucz do mieszkania, karty płatnicze i krótko mówiąc byłem w potężnej dupie. Sam jednak zdziwiłem się na swoją reakcję. Ciało oczywiście zwariowało, rozbolał mnie brzuch, miałem gulę w gardle zaciśnięte pięści, ale mój umysł był spokojny. Wiedział, że coś się stało i nie można już tego odzyskać, trzeba więc pomyśleć, co można z tym jeszcze zrobić. Pierwsze, co zrobiłem to zadzwoniłem, żeby zablokować karty, następnie udałem się na policję, pożyczyłem pieniądze od uniwersytetu (podróż do mieszkania - 5 euro), znalazłem polskiego konsula i właściwie było to najbardziej rozwojowe kilka godzin, jakie kiedykolwiek miałem ucząc się języka. Musiałem nawiązać dłuższy kontakt z ludźmi, pogadać z policją i nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - dokumenty się wyrobi, kasy na szczęście nie miałem dużo, klucze mam zapasowe, a za to rozwinąłem się na wielu płaszczyznach.

W dużym skrócie zaakceptowałem to, co przyniósł mi los i już teraz wiem, że jest to najlepsze narzędzie do osiągnięcia m.in. spokoju wewnętrznego, jakie do tej pory poznałem. A co jeszcze, oprócz akceptacji przyczynia się do tego, że człowiek staje się szczęśliwy ? Co jeszcze trzeba zrobić, żeby odrzucić okowy nałożone przez świat ?

Szczerość.

Za każdym razem, kiedy kłamiemy, o czym pisałem już wcześniej, pojawiają się w nas pewne emocje. Cytat z wikipedii: "Gdy kłamiemy nasz organizm ma za zadanie zataić prawdę, odczuwa jednak dyskomfort, a umysł doświadcza dysonansu poznawczego." Przekładając to na język polski - mówimy coś, co jest sprzeczne z tym co nasz umysł wie. Wtedy robi on takie: "halo, halo, coś jest nie tak" - i właśnie ten moment odczuwamy najbardziej, gdy nie przekazujemy prawdy. Po tym również, łatwo jest rozpoznać kłamcę. Bez sensu jest uczenie naszego umysłu negatywnych emocji - kierujmy się tym co jest prawdziwe, a wtedy będziemy się dobrze z tym czuli, będziemy mniej spięci i życie będzie łatwiejsze ;) Bo jeżeli ktoś nie akceptuje tego, że jesteśmy, jacy jesteśmy, to czy chcemy się z taką osobą przyjaźnić ? Sami odpowiedzmy sobie na to pytanie ......

A co do tego, jacy jesteśmy - również to jest dla wielu powodem nieszczęścia, a dokładniej braku akceptacji siebie, jako człowieka, który bierze się z porównywania z innymi, oraz z nadawania komuś sztucznej wartości. Ludzie mają kompleksy i nie akceptują siebie, własnego ciała, tylko dlatego, że są inni, z którymi mogą się oni porównywać, a że dość często kreowany jest dzisiaj wizerunek umięśnionego kolesia, który stoi przy super samochodzie, wraz z modelką lub super szczupłej kobiety, której widać żebra, noszącej złotą biżuterię i futra z norek, to ludzie naprawdę mają duże problemy by polubić siebie, takimi jakimi są. Kolejną sprawą, jaka nas niszczy od środka, również jest kwestią naszych relacji w innymi osobami.

Chodzi tu o nadawanie komuś wartości. Najlepiej ujął to Tomek Marzec w swoim tekście "Bo ona jest wartościowa ..." do którego Was odsyłam:

http://forum.alphamale.pl/topic/7224-art-bo-ona-jest-wartosciowa/

 tyczy się to głównie relacji damkso - męskich, ale ja chciałbym nanieść poprawkę, na kwestie tej samej płci. Często jest tak, że relacja między dwoma kolegami, lub dwiema koleżankami, sprowadza się do wyzyskiwania tej jednej przez tą drugą, a ta druga, nadal będzie patrzyła na tę osobę jak na obrazek. W końcu ona jest taka zajebista, ma duży dom, dużo pieniędzy i jakie sukienki, dlatego może do mnie dzwonić o 4 rano, bym podwiozła jej fajki, podrywać mi chłopaka itd... Tutaj więc apel o to, abyśmy sprawdzili, czy istnieją wokół nas osoby, które przyjaźnią się z nami tylko dla własnych korzyści, jeżeli tak to proponuję się od tego odciąć, nieważne jak będzie bolało, a w ostatecznym rozrachunku wyjdziemy wtedy najlepiej.

Kolejna sprawa, którą chciałbym poruszyć, to cieszenie się z danej chwili. Siedziałem sobie ostatnio na zajęciach, upał jak na środku Sahary, pomyślałem więc o tym, jak dobrze byłoby gdyby spadł śnieg. Potem wczułem się w klimat, zobaczyłem siebie pośrodku padającego śniegu, w jakimś parku, siedziałem na ławce i cały byłem zmarznięty - pomyślałem wtedy, że jak bardzo chciałbym znaleźć się w jakimś ciepłym kraju. Gdy sobie to uświadomiłem to parsknąłem śmiechem na całą salę, przecież Polakowi nigdy nie dogodzisz, warto więc cieszyć się z tego na daną chwilę mamy, nie błądzić myślami w równoległych światach i nie fantazjować na temat tego co już się dzieje.

Ostatnim już pomysłem godnym odnotowania jest według mnie podążanie za swoim ciałem, o czym już wcześniej pisałem. Robimy to na co mamy ochotę (ale też bez skrajności), a będziemy zadwoleni, bo nie będziemy patrzyli co wypada, a co nie, tylko będziemy parli do przodu, nie zważając na przeciwności.

Podsumowując, rzeczy, które przybliżają nas do szczęścia to:

- akcpetacja,
- szczerość,
- akceptacja siebie, swojego ciała,
- brak porównań do innych osób,
- brak wywyższania innych osób,
- radość z danej chwili,
- podążanie za swoim ciałem.

Oczywiście jest ich więcej i każdy może mieć inne, ale te które opisałem wyżej są dość uniwersalne i stosując się do nich poczujecie się choć odrobinę szczęśliwsi ;)

Siedzę na parapecie, na drugim piętrze, w głośnikach Gary Moore, zachwycam się pięknymi widokami, za mną cudowna przeszłość i wierzę, że jeszcze lepsza przyszłość. Wydaje mi się, że dużo widzę, jak na 19 lat. Ale czy ktoś czuje to tak samo jak ja ? Czy ktoś równie pięknie jest w stanie cieszyć się z danej chwili ? Nie wiem. Być może dowiem się o tym za rok, 2 lata, 15 lat, lub nigdy. Ale wiem, że coś się zmienia. Zarówno w moim wnętrzu, jak i na świecie. Miejmy tylko nadzieję, że zmienia się na lepsze ......

środa, 6 czerwca 2012

Teraz, albo nigdy.


Tekst dość ciężki do przeczytania, ale jest moim zdaniem dość ciekawy i wartościowy, dlatego polecam każdemu wytrwać do końca.

Pora na chwilowe zatrzymanie się w miejscu gdzie stoimy. Na początku spójrzmy w tył. Jesteś zadowolony z życia jakie prowadziłeś, czy może czegoś Ci brakuje ? Może coś byś zmienił, może komuś powiedział kiedyś coś innego, coś naprawił, po coś sięgnął, zrobił co wydaje Ci się teraz nieosiągalne ? Wiele osób chciałoby coś poprawić w swojej przeszłości, ale po co ? To, co przeżyłeś do tej pory jest już tylko w Twoim umyśle i nikt, ani nic tego nie zmieni. Czy nie lepiej zaakceptować to co się stało i zamiast zamartwiać się o przeszłość zacząć kształtować przyszłość ? George Orwell napisał w swojej książce „Rok 1984” i dodatkowo pokazał to dość obrazowo, że „kto kontroluje przeszłość, ten ma władzę nad przyszłością.” Zgadzam się z tym całkowicie, wszystkie fobie, złe przyzwyczajenia, nawyki, fetysze biorą się zazwyczaj z naszego dzieciństwa. Pokażmy dość popularny przykład – prawie w każdym domu powtarzało się: „nie rozmawiaj z osobami, których nie znasz” i tak przez kilka lat. Dzisiaj mamy tak wielki odsetek w naszym społeczeństwie ludzi nieśmiałych, że jest to po prostu niewyobrażalne. Naprawdę znam mało takich osób, które jeżeli czegoś chcą, czegoś potrzebują to są w stanie zaczepić inną osobę na ulicy. Przykłady można mnożyć, ale najważniejsze to uświadomić sobie, że wszystkie nasze zachowania, których możemy nie rozumieć biorą się z naszej dość odległej przeszłości.

Wracamy. Spójrzmy raz jeszcze, tym razem do przodu. Kogo tam widzisz ? Na to pytanie musisz sobie odpowiedzieć już sam. Wielu z Was może widzieć gwiazdę popu, modelkę, businessmana, ale rzadko kto wyobraża sobie siebie za kilka lat siedzącego za kasą w jakimś markecie. Nie żebym miał coś do takich ludzi, w końcu żadna praca nie hańbi, ale to chyba nie jest szczyt ich ambicji. Dlaczego w takim razie tak wiele osób żyje poniżej pewnego poziomu, na jaki zasługują. Gdzie podziały się ich marzenia ? Właśnie, chyba tutaj jest szkopuł. „Marzenia” - zastanawialiście się kiedyś nad tym słowem ? Sięgnąłem więc do słownika i tu cytuję: „marzyć - rozmyślać o rzeczach przyjemnych, najczęściej nierealnych, fantazjować; stwarzać w wyobraźni obraz czegoś; myśleć o urzeczywistnieniu czegoś upragnionego, snuć plany na przyszłość, bardzo czegoś pragnąć”. W takim razie marzenia są marzeniami, bo są nieosiągalne. Zastąpmy więc to słowo jakimś innym. Polecam „cel”. Jaki wydźwięk ma ono dla Was? Dla mnie to jest coś, dlaczego mogę poświęcić całą swoją energię, coś co jest jak najbardziej osiągalne i łącząc odpowiednio pracę i szczyptę szczęścia możemy osiągnąć to w miarę szybko i łatwo. W momencie, kiedy zauważyłem tę różnicę pomyślałem, że to jest niemożliwe, żeby umysł aż tak mnie sabotował. Ale stwierdziłem, „co mi tam”. Zrobiłem sobie listę celów (Nie wiem, czy wiecie, ale jeżeli jakąś rzecz zapiszecie na kartce, to macie kilkukrotnie większe prawdopodobieństwo, że to osiągnięcie. Nasz mózg traktuje zapisanie czegoś jako pewnego rodzaju zobowiązanie.) prawie dokładnie rok temu i sprawdzając ostatnio co udało mi się osiągnąć byłem w szoku. Oto te zrealizowane przeze mnie, które pisałem prawie na kolanie i nie były one specjalnie przemyślane, ale to było to co na daną chwilę czułem, że chcę mieć w życiu:

  • pracować w radiu, jako prowadzący program” - done,
  • dostać się do jakiejś organizacji studenckiej” - done,
  • wziąć udział w dobrej jakości szkoleniu NLP” - done,
  • zwiększenie pewności siebie” - done razy milion,
  • wystąpienie w filmie” - pół na pół, podkładałem głos, a nie występowałem,

Są to przykładowe cele, które udało mi się zrealizować, a jeżeli interesuje Was ten temat, to albo poczekajcie na wpis dotyczący realizacji i osiągania celów, albo po prostu napiszcie do mnie.

A teraz ? Co robisz teraz ? Na początku musicie sobie zdać sprawę z tego, że cała przeszłość i teoretyczna przyszłość odbywa się w Twojej głowie dokładnie w tym momencie kiedy o tym myślisz. Jeżeli wspominasz jakąś smutną chwilę to martwisz się w momencie kiedy o tym myślisz. Jeżeli myślisz o jakimś sukcesie w przyszłości również cieszysz się teraz. Nie istnieje nic jak tylko ta chwila, dlatego każda jest tak wyjątkowa, dlatego każda ma swoją symboliczną wartość, bo jeżeli nie wykorzystasz jej w całości, tak jak chcesz, to nie wykorzystasz jej już nigdy. Jeżeli masz już coś zrobić, to zrób to teraz. Drugiej szansy możesz nie mieć. Jestem całkowicie za tym, żeby robić dokładnie to, na co masz ochotę i to co o czym w danej chwili myślisz. Jest to znacznie trudniejsze, niż myślałem, ale pracuję nad tym i prawie każde moje działanie jest całkowicie spontanicznie, robię to co chcę, to co uważam w tym momencie za słuszne, bo nigdy nie myślałbyś inaczej i nigdy nie byłoby takiej samej sytuacji jak dokładnie wtedy, kiedy o tym myślisz. Na tym samym poziomie mam szczerość, bo nie wstydzę się swoich myśli, mówię dokładnie to co w danej chwili czuję, a jeżeli ktoś tego nie akceptuje to mam to naprawdę, naprawdę głęboko w dupie. Bo po co przejmować się opinią innych nieszczerych ludzi ? Dzisiaj po raz pierwszy od wielu tygodni skłamałem w twarz drugiej osobie. Czułem się z tym tak niekomfortowo, że męczy mnie to cały dzień, pojawiają się negatywne emocje, ciało jest spięte i nagle parę rzeczy wokół się lekko zepsuło. Po co kłamać skoro jesteśmy tylko ludźmi i nikt nie jest doskonały,a większość naszych problemów możemy rozwiązać poprzez prawdę ?

Przed chwilą przedstawiłem 3 punkty, które w pewien sposób definiują Ciebie, jako człowieka współczesnego :

a) wspomnienia (przeszłość),
b) cele (przyszłość),

które składają się na:

  1. TERAZ.

A więc mam do Ciebie prośbę, wstań od komputera, pomyśl o tym czego chcesz naprawdę na daną chwilę, zrób to, a potem ciesz się, że jesteś „wolny” i korzystaj z życia !

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Uczeń = człowiek ?


Kim dla Ciebie jestem ? Odpowiedz sobie na to pytanie. Teraz. 

Widzicie, wielu z Was pomyślało, że jestem Waszym kolegą, znajomym, że jestem chłopakiem i że jestem ok. Niewielu z Was jednak wie, że jestem uczniem. I nie mówię tu o klasie, nie mówię tu o sytuacji, gdy siedzę w ławce i próbuję nauczyć się jakichkolwiek regułek z podręcznika, czy wzorów z matematyki. Mówię tu o życiu – życiu, w którym przez cały czas jesteśmy uczniami, ale rzadko kiedy zdajemy sobie z tego sprawę. Widziałem gdzieś, kiedyś hasło „Uczeń – też człowiek”. Mi natomiast wydaje się, że między tymi dwoma rzeczownikami możemy postawić znak równości. Każdy z nas jest zarówno człowiekiem jak i uczniem, bo uczeń to człowiek, a człowiek to uczeń.

Każdego dnia uczymy się nowych rzeczy – jest to nierozerwalne z naszą naturą. Uczymy się próbując nowych potraw w restauracji, uczymy się jadąc do nowego miasta, czy (najbardziej znany przykład) dowiadując się nowych faktów na zajęciach w szkole, w pracy, na uczelni. Codziennie się uczymy, ale bardzo rzadko zdajemy sobie z tego sprawę. „Aby koń był silny, należy go karmić, aby człowiek był silny, należy go uczyć.” - to jeden z cytatów, które idealnie obrazują kim jesteśmy i dlaczego warto codziennie poszerzać nasze horyzonty. Gdyby nie chęć nauki, gdyby nie dążenie do odkrycia nowych rzeczy ganialibyśmy zapewne teraz z maczugami za dinozaurami, żeby móc wyżywić rodzinę. Stało się inaczej i dziś możemy się cieszyć z elektryczności, domów z bieżącą wodą, czy komputerów. Można by nawet polemizować, czy sama idea nauki nie jest sensem naszego życia. W końcu ludzie robią wszystko, żeby odkryć coś nowego, zdobyć wiedzę i dyplomy w danej dziedzinie, a wszystko to zdobywamy przez lata i nierozerwalnie wiąże się to z uczeniem się.

Również każdy uczeń to człowiek. Każdy uczeń żyje oddycha, ma potrzeby, chce się rozwijać. Moim zdaniem w dzisiejszym świecie istnieje jeden problem – nie wszyscy mają równy dostęp do wiedzy. Porównajmy dwie skrajności – Japończyka, który uczy się z najnowszych technologi, wszędzie ze sobą wozi laptopa, który może pomieścić kilkanaście, lub nawet kilkaset gigabajtów danych; oraz chłopca z Afryki, który może się uczyć tylko ze swojego środowiska, które jest biedne, nie ma dostępu o aktualnej wiedzy, bo wiadomości tam docierają raz na tydzień i to nie wszystkie potrzebne. Gdyby mieli lepszy dostęp do danych, to być może wtedy nie panowałby tam głód, ludzie potrafiliby sobie poradzić z szalejącymi chorobami, czy chociażby wiedzieliby jak obronić się przed dzikimi zwierzętami. Informacja to bardzo cenna rzecz i najbardziej boli to, że nie wszyscy mają do niej równy dostęp. Musimy być jednak dobrej myśli patrząc jak rozwija się dzisiejsza cywilizacja.

Bycie człowiekiem jest nierozerwalne z pewnymi etapami naszego życia, np. każdy człowiek musi przejść etap nazywany dzieciństwem, każdy z nas musi przejść etap nazywany dorosłością i nikt, oraz nic tego nie może powstrzymać. Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale najwięcej uczymy się gdy jesteśmy dziećmi – dopóki nie osiągniemy magicznego wieku trzech lat nasz umysł chłonie wszystko, potem ustawiamy filtry i do naszego mózgu trafiają tylko te treści, które my akceptujemy. Powinniśmy więc ustawić swoje filtry tak, aby wiedza, która wpada do naszych umysłów byłą jak najlepszej jakości i jak najbardziej nam przydatna.

A co zrobić w wypadku, gdy nie chce nam się uczyć ? Mamy czasem wstręt do książek (niektórzy całe życie :)) i po prostu nie wiemy jak to zrobić, aby się nauczyć ? Cofnijmy się do momentu, gdy mówiłem o dziecku – powinniśmy mieć znowu 3 lata, żeby wszystko wchłaniać jak kiedyś. A jak to zrobić ? Prosto – uczyńmy z nauki zabawę – omawiając daną epokę historyczną ubierajmy się, wysławiajmy tak jak ludzie w tamtym okresie. Uczymy się chemii ? Dlaczego by nie wypróbować kilku roztworów samemu ? Jasne, że można się zranić, ale człowiek najlepiej uczy się na błędach.

Mam więc dla Was jedną radę na koniec – zamieńcie wszystko co robicie w zabawę, a wtedy nauka przyjdzie sama.

niedziela, 3 czerwca 2012

Cześć, mam na imię Szymon, a blog będzie o tym jak funkcjonujesz. Jak funkcjonujesz Ty, Wszechświat, ja, wszystko.

W tym momencie już wiesz, czy będziesz czytał mojego bloga dalej.

Nie gwarantuję Ci nic, oprócz wpisów opartych na własnym doświadczeniu i uczuciach, oraz prawdy, jakkolwiek trudna miałaby ona nie być. Pracuję nad tym, żeby być człowiekiem w 100% szczerym, więc uważam, że takie ćwiczenie pomoże również mi, nie tylko Tobie drogi Czytelniku.

Tak więc odrzuć swój bagaż, weź tylko niezbędne rzeczy, czyli dystans do wszystkiego, co tu przeczytasz, dobry humor, oraz przede wszystkim otwarty umysł i rusz ze mną.

Trzymaj się, bo ta przejażdżka może spowodować zmiany w Tobie, w sposobie postrzegania rzeczywistości, oraz nawet w Twojej duszy, aczkolwiek zawsze będę starał się natchnąć pozytywną emocją, lub zostawić w Tobie nutkę refleksji, bo czasami i to się przydaje.

Ruszajmy !